Jak wszystkim wiadomo, jedną z oznak wyższej inteligencji jest zanik związku między „ja" a żołądkiem. Przejawia się to w prymacie okoliczności nad fizjologią. Mówiąc precyzyjnie: natury niższe jedzą w określonych miejscach o określonych porach - jadalnia, stół, 14:30, mielone z ziemniakami… Natury drapieżne, dynamiczne, inteligentne i wyższe same wybierają czas i miejsce posiłku. Żadnych drobnomieszczańsko-żydo-komuno-katolicko dobranych pór i porek. Pełna autokreacja.
Chciałbym podzielić się owocem wieloletnich doświadczeń na polu jedzenia w wannie. Stołowanie się w wannie słusznie uważane jest za wyższą szkołę - nieprzyjazne warunki ogólne i małe pole manewru odstraszają wielu amatorów tego sportu. Wykonywanie go na poziomie wyczynowym wymaga długiej praktyki, chciałbym więc ułatwić stawianie pierwszych kroków. Przedstawiam listę popularnych produktów z kilkoma uwagami na temat ich agresywności, asertywności wodnej i stopnia złożoności technicznej posiłku. Przede wszystkim liczy się silna wola, a oprócz tego - praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka. Wanna to nie, nie przymierzając, frezarka, a jedzenie to nie frezowanie gwintów krótkich! Wanna wymaga dyscypliny, opanowania, sprawnego ciała i bystrego umysłu. W zamian dostarczy niezapomnianych wrażeń i emocji. Nigdy chyba nie zapomnę swojej pierwszej pizzy z pepperoni, pogodnie, smacznie i ślicznie wyglądającej na tle bladoniebieskiej toni w mojej wannie…
Produkty posortowałem alfabetycznie. Wprawdzie podział ze względu na agresywność na pierwszy rzut oka wydaje się bardziej sensowny, lecz decydująca okazuje się możliwość szybkiego odszukania danego produktu przed zażyciem kąpieli. Profilaktyka przede wszystkim! Wymieniam tylko te produkty, które mogą sprawiać jakieś kłopoty, pozostałe sobie daruję (np. ananas, jabłko itp.).
Anchois- jesteś bydlę, prostak i cham. Wybacz, ale jedzenie anchois w wannie jest stanowczo niedopuszczalne. Zasada jest prosta - NIE JEMY anchois w wannie, jeśli chcemy być uważani za ludzi kulturalnych i na poziomie!
Andruty- patrz wafle.
Arbuz- łatwa żywność. Jedyny kłopot mogą sprawić pestki, które uwielbiają wpadać do wody. Na szczęście unoszą się na niej. W kąpieli z pianką sprawa się troszkę komplikuje - pestki tkwią w pianie, przenosząc się potem na ciało kąpiącego, ale są czarne, więc łatwo widoczne. Sokiem z arbuza nie należy się przejmować, dodaje wodzie delikatnego aromatu.
Barszcz- o jedzeniu w kubku nie warto pisać. Jedzenie z talerza darujmy sobie. Barszcz, jako jedna z potraw agresywnych, w zasadzie nie wybacza pomyłek, w praktyce jednak nie jest tak źle. Barszcz z makaronem [kto je barszcz z makaronem?! - przyp Ordynatora], można wykorzystać nawet w przypadku intruzji (czyli kolizji jedzenia z wodą w wannie - patrz też: makaron). Rosół (barszcze z reguły oparte są na rosole) dobrze natłuszcza skórę oraz - co ważne dla pań - ujędrnia piersi i pośladki. Kawałkami buraka można nawet bawić się w wannie!
Baranina- mięso ogólnie ma wysoką asertywność wodną, pod tym pojęciem rozumiemy rozmiary szkód (dla jedzenia, jedzącego i kąpieli) powstałych z kontaktu żywności ze środowiskiem wanny (mówiąc prościej - wodą). Baraninę wyławiamy i spożywamy dalej. Drobiazgi w postaci kuleczek pieprzu czy innych przypraw - również (na ogół unoszą się na wodzie).
Bezy- wysoce agresywne! Szybko się rozpuszczają i nawet po szybkiej interwencji nie nadają się do spożycia. Mają jednak niebagatelną zaletę - rozpuszczają się praktycznie bez śladu, czego nie można powiedzieć o torcie. Uwaga: pianka chroni bezy przed kontaktem z wodą.
Ciastka- szeroko pojęte wyroby cukiernicze. W zasadzie nie ma problemu, ewentualna „wpadka" nie czyni większych szkód. Lekkie ciastka będą unosić się na piance, co pozwala na pewne skomplikowane manewry ze zmianą talerzy, potraw i wolnych rąk. Ponieważ nie opisuję tutaj technik multiżywnościowych, wspominam tę możliwość jako czystą ciekawostkę. Patrz także: tort, sernik na zimno i bezy. Czekolada - podobnie jak bezy, zaliczana jest do słodyczy agresywnych. Tworzy plazmatyczne, lepkie twory wciskające się w otwory ciała kąpiącego. Średnio przyjemnie doświadczenie…
Hamburger- istnieje w dwóch odmianach: hamburger zwykły i Prawdziwy. Zwykłe to owe grzeczne, garniturkowe, dietetyczne, ładne & schludne, drobnomieszczańskie buły, komercyjnie sprzedawane w różnych yuppie-melinach. Surówka, zdrowe niskotłuszczowe mięsko, podkładeczka z bladej sałateczki, grzeczniutki sosik i zimniutka coca-cola. Bleeee… Byle idiota zje tego typu hamburgera w wannie, szkoda czasu na opis.
Na szczęście istnieją jeszcze Prawdziwe Hamburgery. Duże, tłuste, ociekające piekącym, gęstym sosem, wypchane po brzegi brutalnym wkładem mięsnym z mielonych krowich odbytów, grubą, szorstką sałatą oraz ostrą jak język stuletniej gejszy cebulą. Niezdrowe, zabójcze, ohydne i… piękne. Kupowane w podejrzanych budach u sprzedawczyń ubranych w tajemniczo i groźnie poplamione fartuchy (prane przy okazji narodzin ich prababć), którym strach w oczy spojrzeć, a targować się o resztę - to ryzykować integralność swojej osoby. Słowem, Prawdziwy Hamburger dla Prawdziwych Mężczyzn…
Jedzenie - nawet „na sucho" - kończy się ubabraniem po slipy sosami i resztkami mięsnego wkładu. Hamburger w wannie to… najdziksze konsumenckie wyzwanie, orgia szaleństwa. Prawie pewne niepowodzenie pozostawia głębokie ślady nie tylko w psychice czy na ciele, lecz również na powierzchni wanny. Jeśli, Szanowny Konsumencie, zobaczysz w czyjejś wannie głębokie, dramatyczne w swej wymowie ślady znaczące jej dziewiczą biel, wiedz, że właściciel doznał tragicznego niepowodzenia - hamburger go zwyciężył. Kłaniaj mu się w pas, bowiem miał odwagę spróbować i zapłacił ogromną cenę…
Kanapki- dzielimy na kanapki z serem i inne, czyli z wędlinką, serkiem topionym, dżemem czy miodem. Te inne, wbrew pozorom, nie są groźne. Wędlinki mogą długo przebywać wodzie, nic nie tracąc ze swoich walorów, łatwo je potem odszukać w wannie - leżą sobie spokojnie na dnie. Ser topiony rozpuszcza się razem z chlebem w powolnym procesie, a rozpuszczony chleb znakomicie nadaje się do recyclingu konsumenckiego (patrz Ciastka).
Kanapka z serem jest szczególnie niebezpieczna. Proszę dobrze zapamiętać - ser to najgorszy koszmar każdego uprawiającego zawodowo jedzenie w wannie. Podstępny, złośliwy, wymagający przeciwnik. Z serem nie ma żartów! Po pierwsze: zawsze trzyma się na kanapce na słowo honoru. Czeka tylko na okazję, by z niej spaść. Po drugie, wcale się nie rozpuszcza, nie tworzy glutków jak dżem. O nie! Ser rozpada się na małe, paskudne, przylegające do ciała płatki, które - gdy próbuje się je złapać - umykają, a dotknięte - rozpadają się na coraz mniejsze płatki. Co nie przeszkadza im osadzać się na powierzchni ciała pechowej ofiary. Wyrażenie „osadzać się" nie oddaje w pełni tego, co robi ser - on się przysysa, przylega do swojej ofiary (gdyby go było wystarczająco dużo, bezlitośnie zadusiłby kąpiącego się).
Pewną ochronę daje pianka - jeśli ser jest lekki, może na niej osiąść, zamiast wpaść do wody. Z drugiej strony jednak, pianka plus ser to śmiertelne zagrożenie - nic wtedy nie widać. Jakie środki należy podjąć? Niestety, na ser nie ma mocnych. Dla początkujących mam tylko jedną radę: po prostu wyjść z wanny. Z serem nie wygramy. Tylko bardzo zaawansowani i sprawni konsumenci są w stanie podjąć nierówną walkę z serem w jego żywiole. Mógłbym przedstawić niejedną fascynującą i mrożącą krew w żyłach opowieść… Ser jest przykładem skrajnej, dysfunkcyjnej, patologicznej agresywności jedzenia. W miarę możliwości unikajmy wypraw z serem do wanny.