Najbardziej rzeczywisty sen przyśnił mi się parę lat temu, gdy miałam jakieś dziewięć, może dziesięć lat. Zamknęłam oczy i znalazłam się w starożytnym Egipcie. Stałam w wysokim, sięgającym mi do ramion żywopłocie, oplatającym olbrzymią, jeszcze nie nadkruszoną czasem piramidę. Uciekałam. Nie wiem przed czym. Czułam chłodne powietrze, lekki wiatr, ból nóg, które pulsowały mi ze zmęczenia. Miałam wrażenie, że zaraz goniąca mnie osoba złapie mnie i skrzywdzi. Obudziłam się w środku nocy, zlana zimnym potem. Sądzę, że najgorsze w moim śnie było to, że nie wiedziałam co mnie tak mocno przeraziło.